Dla wielu ludzi których spotkałam w drodze smak domu, rodzinnego kraju, dzieciństwa i wspomnień to smak chleba. Dla jednych jest to tostowa "plastelina" idealna do przekąsek i szybkich grzanek, dla innych chrupiąca ciabatta z oliwkami albo rozmarynem, są tacy dla których zapach ćapati czy naanów to pierwsze skojarzenie z matką, która codziennie rano w piecu tandorii wypiekła świeże placki. Co kraj to obyczaj, u nas powoli do łask wraca prawdziwy ciężki chleb na zakwasie. Długo leżakujący, który nawet po tygodniu spokojnie nadaje się do konsumpcji Co raz więcej osób w moim otoczeniu trzyma zakwas w lodówce i raz na dwa tygodnie wczesnym rankiem budzi swoich bliskim zapachem świeżego pieczywa. Triumfy świeca knajpy typu chleb i wino, gdzie jedząc teoretycznie najprostsze produkty w czystych zestawieniach smakowych czujemy się najszczęśliwsi Bo tak między bogiem a prawdą czy jest coś przyjemniejszego niż dobre pieczywo z wytrawną oliwą, świeżym masłem, dojrzałym serem albo soczystymi oliwkami? Nie zależnie, w która stronę na mapie ruszymy znajdziemy tam odpowiednik chleba. Kilka lat temu w himalajach przez cztery tygodnie placki jęczmienne ze słonym masłem i dżemem morelowym stanowiły moje główne pożywienie i powiem szczerze, że za ten smak oddała bym dużo a nawet trochę więcej, była to jedna z najwspanialszych podróży jakie odbyłam.
Ze względu na ostatni nadmiar zajęć mój zakwas tak dzielnie hodowany i dopracowywany od miesięcy doszedł do stadium gdzie mógł samodzielnie wyjść ze słoika. Zanim poproszę mamę aby odłożyła mi odrobinę swojego postanowiłam poeksperymentować z drożdżami. Ostatnio chodzą za mną różne wspomnienia i smaki z dzieciństwa, w tym chałka robiona przez ciotkę w sobotni poranek - zawsze ze szczyptą cynamonu. Poszukałam, poszperałam i ugniotłam ciasto ciężkie, i mocne, aromatyczne, i treściwe. Wyszło 12 bułeczek o wyraźnym smaku i masie. Polecam na śniadanie, do pracy lub szkoły, albo jako alternatywa do kolacji.
ilość na około 12 bułeczek, piekarnik na 190 st C, termoobieg, pieczenie 30 min
baza
4 szklanki mąki żytniej (można też zmieszać dwie dowolne mąki, w przypadku żytniej bułeczki wychodzą ciężkie/treściwe)
1 szklanka płatków zbożowych
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka soli
1,5 szklanki mleka roślinnego (używam owsianego)
4 łyżki cukru trzcinowego
ok. 30 gr drożdży (1/3 kostki)
dodatki (wymiennie)
słodko
1 szklanka suszonych owoców, drobno pokrojonych
0,5 szklanki orzechów, drobno pokrojonych
1/3 szklanki sezamu
1/2 opakowania cynamonu (ok 7 gr)
+ olej sezamowy do posmarowania i sezam do odsypania
lub wytrawnie
20 czarnych/zielonych oliwek
2 ząbki czosnku
1/2 opakowania ziół prowansalskich (ok 7 gr)
1/2 łyżeczki świeżego pieprzu
+ oliwa z oliwek do posmarowania i słonecznik do odsypania
W rondlu delikatnie podgrzewamy mleko (ok.30 st C) i rozpuszczamy w nim drożdże oraz cukier. Następnie w dużej misce mieszamy mąkę, płatki, sodę i sól (ewentualnie przyprawy np. cynamon). Zawartość garnka powoli wlewamy do miski i zagniatamy gęste ciasto. Masa ma byś zwarta i o jednolitej konsystencji (wymaga to trochę siły o odrobiny cierpliwości), przykrywamy cisto ścierka i odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia. Po tym czasie dodajemy wybrane dodatki, formujemy bułeczki, układamy na blasze wyłożonej papierem, smarujemy olejem i posypujemy ziarnami. Odstawiamy jeszcze raz na pól godziny i w tym czasie nagrzewamy piekarnik. Kiedy bułki urosną wstawiamy blachę do pieca i pieczemy około 30 minut na złoty kolor. Studzimy i pałaszujemy, choć przyznaję, że na ciepło też są niezłe :)
PS. Obraz Bolesława Cybisa "Portret dziewczyny".