środa, 31 lipca 2013

drożdżowe + OWOCE

Sezon na ciasta: świeże, lekkie i owocowe. Drożdżowe robiłam po raz pierwszy i wyszło bajeczne, okazało się proste i jedyne co było mu potrzebne do szczęścia to chwila na wyrośnięcie. Wszystko ukręciłam łyżką, a ciasto rozgniotłam na blasze ręką, nadając mu formę pizzy. Cały dom pachniał owocami, lasem i wakacjami. Ze szklanką zimnego mleka migdałowego powstał słoneczny podwieczorek w kolorze ciemnego bakłażana. Z własnego doświadczenia proponuję go przygotować w towarzystwie lub dla gości, inaczej tak jak ja sami skonsumujecie pół blachy. Nie jestem słodyczowa ale nie mogłam się oderwać. 

W tej samej tonacji namalowałam kiedyś obraz Tamara. Osiem lat temu byłam zafascynowana Tamarą Łempicką (lub de Lempicki jak lubiła się podpisywać) . Jej wyzwolonym życiorysem, rzeźbiarskim malarstwem i niepodważalną klasą. Polka z której można było być dumnym. Muzeum Narodowe w Warszawie wyeksponowało aktualnie jeden z jej niewielkich obrazków w Galerii XX wieku, POLECAM (cała galerię).


płaska blacha z piekarnika, 180 st., termoobieg, 30 min

zaczyn:

25 g świeżych drożdży
1 szklanka ciepłej wody
1 łyżka cukru trzcinowego
1 łyżka mąki żytniej

ciasto:

1/4 szklanki cukru trzcinowego
1/4 szklanki oleju
3 szklanki mąki żytniej
2 łyżki mleka kokosowego
1/2 łyżeczki cynamonu
1/3 łyżeczki tea masali

150 g jagód
2 brzoskwinie
1 łyżka sezamu lub wiórków kokosowych
2 łyżki syropu z agawy lub klonowego

W niewielkiej misce mieszamy składniki na zaczyn i zostawiamy na 15 min do wyrośnięcia. W dużej misce mieszamy cukier, olej, mleko kokosowe i przyprawy. Następnie dodajemy mąkę oraz zaczyn i mieszamy łyżką do uzyskania zwięzłego ciasta. Przykrywamy ścierką i pozostawiamy na pół godziny do wyrośnięcia. Mieszamy jagody z pokrojonymi w kostkę brzoskwiniami, dodajemy słód i sezam/wiórki. Blachę z piekarnika pokrywamy papierem do pieczenia, przekładamy ciasto i rozgniatamy je dłonią lub łyżką na duży placek grubości mniej więcej 3 cm, może być okrągły, nieregularny lub kwadratowy - czego dusza zapragnie. Na placek wylewamy owoce, delikatnie wciskając je w ciasto, blachę wkładamy do nagrzanego piekarnika i po około 20 minutach przykrywamy papierem aby nie przypalić owoców. Po upieczeniu pozostawiamy do wystygnięcia i z radością wcinamy. PALCE LIZAĆ!

wtorek, 30 lipca 2013

WARZYWA & dip AWOKADO

Często z wszelakich podróży przywożę różne smakołyki. Przyprawy, kawy i herbaty to temat oczywisty i oklepany. Ale już wegańskie sery co topią się jak mozzarella, krewetki z tapioki, kiełbaski a'la pepperoni czy flaczki z tempeh budzą moją grozę, fascynację i zdziwienie. Czasem, aż zastanawiam się kto kogo robi w bambuko. W każdym razie co poniektórzy moi znajomi i rodzina rozkoszują się moją miną po co bardziej udanych prezentach. Wiedząc doskonale, że nigdy nie szukałam substytutów mięsa, a do tradycji spotkań rodzinnych przeszły historie jak to plułam ciężko zdobytą wołowinką na odległość, i na pytanie co zjem na obiad odpowiadałam, że pomidory z ogórkiem. Voila urodzony trawożerca wśród wielbicieli steków krwistych i jędrnych. Łatwo nie było, tak więc po dziś dzień prezenty z wyżej wymienionej listy są domeną moich bliskich. Z ostatniego rzutu pozostały jeszcze do zagospodarowania ostre kiełbaski curry rodem z Londynu. Soczyste i w intensywnym wysoko przetworzonym kolorze. Z letnią bardzo zieloną zieleniną i fioletową fasolą wizualnie wyszły obłędnie. Do tego pełno wartościowy dip z awokado i już nikt nie pamiętał, że połowę składu kiełbasek stanowią słowa nie do wymówienia;). Wyszło smacznie i kolorowa, miła odmiana w monotonii eko żarcia. Polecam czasem nawet dla przyjemności, wegan fast food może mieć slow food'ową twarz. W pakiecie z rzeźbą bardzo ciekawego pana ze Skandynawii - Truls Melin robi fascynujące rurowe instalacje i nie tylko. Ta prosto z przed Centrum Sztuki Najnowszej w Sztokholmie czyli  Magasin'u 3, polecam i artystę i miejsce.

ilość na dwie porcje

1 duża cebula cukrowa
1/2 puszki czerwonej fasoli
1/2 brokuła
2 kiełbaski wegan curry
2 łyżki oleju
1 łyżeczka ostrej masali lub żółtego curry
sól+pieprz

dip

1/2 awokado
1 łyżka musztardy sarepskiej
1 łyżeczka soku z limonki
10 listków mięty
szczypta soli morskiej
opcjonalnie świeży pieprz

Na patelni rozgrzewamy olej, dodajemy przyprawy i smażymy grubo posiekaną cebulkę aż puści sok. Na cebuli smażymy pokrojone kiełbaski ok 3 min i dodajemy brokuła oraz fasolę. Przykrywamy i dusimy aż zmięknie, ale tak by zachować chrupkość. Wszystkie składniki dipu miksujemy na gładką masę w wysokim naczyniu. Warzywa przekładamy do dwóch misek, na wierzch dodając dip, można serwować z tortillą albo pitą, Smacznego!

poniedziałek, 29 lipca 2013

LETNI makaron

Jest ciepło, dla jednych to czysta rozkosz dla innych przekleństwo. Jeść chce się średnio, najchętniej w cieniu i w temperaturze co najwyżej pokojowej. Chłodniki, sałaty i przekąski to najchętniej spożywane dania, nie wspominając oczywiście o lodach, sorbetach i koktajlach. Znam takich co z okazji przekroczenia przez słupek rtęci magicznej granicy 30 st. C dali by się za hibernować w zamrażalniku. Co dziwne tą temperaturę świetnie znoszą komary, a mój wczorajszy spacer po lesie zakończył się plagą bąbli rozmaitej wielości i w przedziwnych miejscach. Letni makaron jest letni, z domowym pietruszkowo-oliwkowym pesto i świeżymi warzywami. Serwowany w afrykańskiej misce, która w końcu doczekała się debiutu.  W towarzystwie Courtney Love, która była jedną z bohaterek mojego cyklu Idolki. Courtney jako gwiazda feministycznego grania była dla niektórych boginią, choć ja ją tylko lubiłam słuchać,  moja przyjaciółka do dziś jest wierną fanką jej stylu i ciętego języka. Mnie ujęła stwierdzeniem, że "tylko idioci są szczęśliwymi ludźmi" tak bardzo, że namalowałam ją razem z cytatem.

ilość na dwie porcje

1/2 320 g słoika oliwek toskańskich (w zalewie z oleju roślinnego)
1/2 pęczka pietruszki
1 ząbek czosnku

6 rzodkiewek
2 małe ogórki gruntowe
2 łyżki słonecznika

1 kubek makaronu

Makaron gotujemy do miękkości w osolonej wodzie. W wysokim naczyniu miksujemy oliwki, pietruszkę i czosnek na gładką masę, w razie potrzeby dodajemy pieprz lub sól. Tak przygotowane pesto mieszamy z makaronem i dzielimy na dwie porcję. Proponuję serwować w głębokich talerzach lub miskach. Dodajemy posiekaną w kostkę rzodkiewkę oraz ogórek, wszystko posypujemy słonecznikiem. Miłego letniego chrupania w cieniu parasola - sugeruję mrożoną herbatę lub lemoniadę do towarzystwa.

piątek, 26 lipca 2013

pizza BURAK&TOFU

Kolejny raz przewoziłam pudła ze swoim dobytkiem, tym razem wygląda na to, że na dłużej zostanę w jednym miejscu, chociaż, to nigdy nic nie wiadomo :) Trzydzieści kartonów mądrych książek, wyposażenie kuchni, trochę zastawy, reszki nierozdanych pamiątek z podróży, nie wspomnę o obrazach, rysunkach i teczkach z projektami. Ponad rok nie korzystałam z żadnej z tych rzeczy. Niczego mi też nie brakowało i dlatego zapytałam sama siebie - po co mi to wszystko? Czy te ryzy papieru zamknięte w okładki i ładne przedmioty czynią mnie lepszym człowiekiem, czy biżuteria, szminka i kolejne szpilki ładniejszą kobietą? Kurcze, mam coraz więcej wątpliwości w tym temacie. Kolczyki które kiedyś uwielbiałam wkładam od wielkiego dzwonu, masę rzeczy (a nigdy nie byłam kolekcjonerką) rozdałam jeszcze przed wyjazdem. Wielką radość sprawia mi upraszczanie, nie mam parcia aby ograniczyć się do stu przedmiotów, ale w otwartej nieprzeładowanej przestrzeni czuję wolność i możliwość wyboru. Przestałam mieć rano dylematy w czym dobrze wyglądam bo doprowadziłam do momentu, że wszystko do siebie pasuje, wiem też jakie wnętrza lubię, co mi smakuje i jak najlepiej odpoczywam. Mam takie śmieszne poczucie, że wzięłam długi prysznic i spłukałam z siebie kilka masek: powagi, konieczności i autokreacji. Ostatnio zaprzyjaźniony profesor z którym współpracuje od lat zwrócił mi uwagę, że nie muszę nikomu nic udowadniać, że mam po prostu robić konsekwentnie swoje - poczułam ulgę. 

I tak między tymi kartonami, porządkami i zrywaniem kolejnym warstw własnego jestestwa zgłodniałam, potrzeba koloru w monochromatycznym wnętrzu wzięła górę. Pyszna i lekka pizza, letnia pozycja obowiązkowa.

ciasto na trzy placki (u mnie każdy powstał z czym innym) termoobieg, 200 st, 20 min.

1/2 kg mąki gryczanej
50 g drożdży
1/2 szklanki mleka roślinnego
1/2 szklanki wody
1/2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli
4 łyżki oliwy

W misce mieszamy rozdrobnione drożdże z letnim mlekiem i cukrem, tak powstały zaczyn odstawiamy na 10 min aby urósł. Następnie dodajemy resztę składników i wyrabiamy ręką, aż do powstania jednolitego zwięzłego ciasta, przykrywamy ścierką i zostawiamy na pół godziny aby ciasto urosło. Dzielimy na trzy części (można zamrozić albo pozostawić na 24 h w lodówce). Formujemy kulkę, podsypujemy mąką i wałkujemy na cienki placek. Proponuję zrobić to od razu na papierze do pieczenia. 

dodatki na jeden placek

1 burak
1/2 kostki tofu (ok 100 g)
2 garści świeżego szpinaku

+ sos musztardowy:

3 łyżki miodu albo innego słodu
3 łyżki musztardy sarepskiej
2 łyżki oliwy truflowej
10 listków rozmarynu
1/2 łyżeczki  soli morskiej
1/2 łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
kilka kropli soku z cytryny

+ oliwa truflowa i sól morska

Wszystkie składniki sosu mieszamy ze sobą, na końcu dodając drobno posiekane liski rozmarynu, w razie potrzeby dosalamy lub dopieprzamy. Smarujemy za pomocą łyżki całą powierzchnię placka pizzy. Następnie układamy bardzo cienko pokrojone plastry buraka i tofu. Gotową pizzę delikatnie skrapiamy oliwą truflową i posypujemy solą. Pieczemy 20 minut, przed podaniem posypując całość świeżym szpinakiem. Smacznego!

czwartek, 25 lipca 2013

MALINOWY placek na sabat CZAROWNIC

Wczorajszy wieczór spędziłam z moimi czarownicami, silny team pod wezwaniem pasji do życia, realizacji, ciekawości świata i nieustającego wsparcia. Znamy się od lat, zmienia się nasz stan cywilny, mieszkania, osiągnięcia i plany, ale jako sabat pozostajemy niezmienne. Staramy się spotykać regularnie, dbamy o to by w tym zakręconymi biegu przez życie z przeszkodami mieć czas dla siebie. Na rozmowy o świecie, roli tradycji, kulturze, karierze, marzeniach i lękach. Czasem przy winie, innym razem z dzbankiem herbaty lub w nowej knajpie. Wczorajsze spotkanie stało się świetnym pretekstem do zrobienia szybkiego ciasta. Z zegarkiem w ręku miałam sześćdziesiąt minut na realizację planu "perfekcyjna pani domu". Ciasto wiozłam jeszcze ciepłe, nie do końca pewna rezultatów swoich cukierniczych poczynań. Jednak ku naszej wspólnej radości wyszło super i stanowiło świetny duet ze świeżą sałatą z malinami, która stała już na stole kiedy wpadłam ździebko spóźniona. 

Maliny to moje ulubione sezonowe owoce, jestem je w stanie wpakować do każdego dania, a najchętniej pożeram je jeszcze zanim dotrę do domu. Sam ich kolor  powoduje uśmiech na twarzy i ostatnio niepodzielnie rządzi w moim życiu. Obraz w malinowej czerwieni sam z siebie wyszedł mi z pod pędzla. Energetyczny, zainspirowany wystawą Rothko (którą poszłam obejrzeć po raz drugi) uzupełniony został zakupem spodni w identycznym kolorze. Jednym słowem 100% czerwieni w czerwieni - lady in Red ...

ilość na blachę 20x30 cm, termoobieg, 200 st, 45 min.

1 kubek mąki (pół na pół gryczana z żytnią)
1/2 kubka oleju
1/2 kubka mleka roślinnego np. orkiszowego
6 łyżek cukru trzcinowego
4 łyżki jagód goji
1 łyżka soku z limonki
1 łyżka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
szczypta soli
1 banan
1/2 opakowania malin

W dużej misce mieszamy mąkę, cukier (5 łyżek), olej, mleko, proszek do pieczenia ze szczyptą soli oraz rozgnieciony widelcem banan. Kiedy uzyskamy zwięzłe ciastko (powinno gładko odchodzić od ścianek miski) dodajemy sok z limonki, jagody i cynamon. Blachę wykładamy papierem do pieczenia, rozprowadzamy ciasto i posypujemy malinami delikatnie wciskając je w masę, wszystko obsypujemy szóstą łyżką cukru. Całość wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy ok 45 minut, w połowie proponuję przykryć ciasto papierem aby nie przypalić owoców. Można podawać na ciepło lub zimno, ze świeżymi malinami, sosem waniliowym albo łyżeczką syropu klonowego/z agawy i listkiem mięty. Smacznego!

PS. To już osiemdziesiąty post, ponad sześć tysięcy wejść i sezon malinowy w pełni. Same dobre wiadomości. DZIĘKUJĘ :)

piątek, 19 lipca 2013

KURKI + komosa ryżowa

Kurki, rydze, podgrzybki, boczniaki dla mnie zawsze i wszędzie - mam nieopisaną słabość do grzybów. Uwielbiam je w postaci risotto, zupy, sosów czy sauté. Powoli sezon grzybowy zaczyna się rozkręcać, pierwsze kurki o smaku lasu nieśmiało pojawiają się na talerzu. Po kuchni krąży zapach mokrej ziemi i igliwia. Czuć, że przyroda obradza we wszystkie swoje skarby. Dziś bardzo prosto , komosa i małe niewinne pomarańczowe grzybki z lekką włoską nutą. Tak na dobry początek sezonu.

ilość na 2 porcje

1 filiżanka komosy ryżowej
200g kurek
1/2 łyżeczki soli marskiej
2 łyżeczki oliwy truflowej
10 listków rozmarynu
świeżo mielony pieprz

Komosę gotujemy w osolonej wodzie w stosunku 1:2 ok 15 minut, następnie zdejmujemy z ognia i pod przykryciem (zawijam w koc) pozwalamy jej dojść. Na patelni rozgrzewamy olej, dodajemy opłukane kurki, sól, rozmaryn, pieprz i na średnim ogniu dusimy pod przykryciem aż zmiękną. Podajemy z kiełkami albo roszponką. 

czwartek, 18 lipca 2013

zawijasy z NORI

Właściwie zawijasy z nori stanowią 80% moich posiłków minimów od 3 tygodni, mam nieustający apetyt na glony z wkładką i tu fantazja staje się bardzo przydatna. Za każdym razem wygląda to podobnie, otwieram lodówkę i patrze -  ooo są rzodkiewki, sałata, tofu i ryż, albo - hmmm może dziś sos musztardowy, kalarepa i makaron gryczany, a do tego kawałek marchewki i awokado. Kombinacji i konstelacji jest tyle co gwiazd na niebie, nie mówią już o formie podania. Zawijałam nori w rulony, składałam jak swojskie krokiety albo robiłam rożek. Zawsze tak aby wygodnie chwycić zawijasa w dłoń i bezczelnie delektować się jedzeniem już na poziomie palców. Ważne są też sosy, świetnie sprawdził się vegan majonez do wersji łagodnej, zmiksowane silent tofu z wasabi i kilkoma kroplami limonki do wersji japońskiej, ostry na bazie sosu sojowego i chilli na pikantnie czy musztardowy do fusion. Wczoraj zaszalałam nawet z wersją "italy east" w postaci suszonych pomidorów i roszponki. Przy okazji danie można zrobić całkowicie w wersji RAW co przy upałach albo wieczorową porą jest dużą zaletą. Zawinąć można praktycznie wszystko, a nori to niezaprzeczalne bogactwo morza pełne witamin i minerałów.

6 zawijasów ze zdjęcia

3 płatki nori
2 pęczki makaronu gryczanego
1 marchewka
1/4 awokado
1/4 kalarepy
1/4 kostki wędzonego tofu (ok 50g)

+ pietruszka/szczypiorek/mięta

Na desce układamy płatek nori chropowatą stroną do góry, nakładamy 1/3 ugotowanego (w osolonej wodzie do miękkości) makaronu, marchewkę i kalarepę pokrojoną w słupki oraz kawałki awokado, do tego zioła i wybrany sos. Wszystko zwijamy w rulon za pomocą maty do sushi albo dłońmi tak jak naleśniki (każda inna opcja jest mile widziana). Następnie powtarzamy tą samą czynność na kolejnych płatkach nori, które ostrym nożem kroimy na pół, podajemy z sosem sojowym oraz tym czego dusza zapragnie.

czwartek, 11 lipca 2013

krem z BOBU

To był pełen freestyle, zostało pół kilograma bobu i pusta lodówkowa otchłań, a bób z solą i oliwą jakoś wydawał mi się zbyt oczywisty. Gdzieś między porządkowaniem przestrzeni, wykańczaniem obrazu i odpisywaniem na maile powstała prosta i zaskakująco smaczna kompozycja. Do tego w naprawdę ładnym, nieoczywistym i świeżym kolorze. Bób jest krótko więc warto z niego korzystać na wszelkie możliwe sposoby, polecam w postaci puree albo składnika do sałatek, świetny jest też pieczony ale to wersja dla bardziej cierpliwych :). A ponieważ nie była bym sobą gdybym nie skręciła na wschód w pakiecie z mlekiem kokosowym i genialną op-artową witryną salonu Louis Vuitton w Kuala Lumpur (którą notabene splagiatowała ZARA w poprzednim sezonie).

ilość na 4 niewielkie porcje

1/2 kg bobu
1/2 puszki mleka kokosowego (200ml)
1/2 l gorącej wody
4 ząbki czosnku
1/2 łyżeczki soli morskiej
1 łyżeczka chana masali

+ kolędra/mięta, sezam i sól morska

W wysokim garnku w pół litrze wody gotujemy bób z solą, chana masalą i dwoma ząbkami czosnku. Kiedy bób zmięknie miksujemy wszystko razem na gładką masę ok 3 minut (miksuję bób ze skórką). Następnie dodajemy mleko kokosowe (zostawiamy kilka łyżek do ozdoby) i pozostałe dwa ząbki czosnku, miksujemy jeszcze przez chwilę, aż całość nabierze ładnego koloru i płynnej, gęstej konsystencji. Zupę nakładamy do misek, dodajemy po łyżce mleka, posypujemy solą morską i sezamem, dodejemy listek czegoś zielonego i serwujemy. Gramy w zielone ! mniam

środa, 10 lipca 2013

vegan MAJONEZ

Majonez w tradycyjnym wydaniu to dla mnie smak sałatki warzywnej. Przez wiele lat jedynego wegetariańskiego dania na rodzinnych spotkaniach - o ile oczywiście warzywa nie były wyciągnięte z rosołu (ale to już inna inszość :)).  Majonez jakoś naturalnie znikną z mojej lodówki,  chyba nigdy nie byłam jego wielką fanką, a do sałat i surówek preferowałam inne smaki. Ale jak to często bywa historia zatacza koło, pod czas wizyty w Sopocie brałam udział w live cooking na plaży prowadzony przez Jolę Słomę i Mirka Trymbulaka, fantastycznych ludzi z pasją, misją i miłością do jedzenia. Dużo było o weganizmie i życiu bez glutenu, oni sami od dawna stosują taką dietę z powodzeniem. Wśród różnych smaków, słonych i słodkich pojawił się również majonez. Tak patrzyłam, patrzyłam i mi się zachciało. W mojej wersji jest ciut mniej soli i tłusty, ale to oczywiście kwestia gustu. Nie wiem jak smakuje oryginał ale konsystencja jest bardzo zbliżona. W lodówce spokojnie może stać nawet tydzień, u mnie zszedł szybciej, bo z radości odkrywania nowych smaków dodawałam go praktycznie do wszystkiego. Tym oto sposobem służył za sos do sałat, dip do przekąsek, zabielacz do zup i smarowidło na kanapkę z warzywami. Polecam bo łatwy i naprawdę smaczny.

ilość na słoik ok 300 ml

1/2 rozgotowanego kalafiora
4 łyżki mleka kokosowego
8 łyżek oliwy z oliwek lub innego tłuszczu
1/2 łyżeczki czarnej soli
1/2 łyżeczki  soli morskiej

Wszystkie składniki razem miksujemy ok 3 minut na gładką masę. Ważne aby kalafior był naprawdę rozgotowany (gotowałam na parze), mleko kokosowe służy za zabielacz i gwarantuje ładny kolor. Osobiście bardzo lubię oliwę z oliwek, ale nadaje charakterystyczną gorzkawą nutę, więc można ją zastąpić każdym innym tłuszczem. Jeśli chodzi o sól, czarna zapewnia jajeczny posmak, ilość jak kto sobie życzy, inne przyprawy też mile widziane, myślę, że kmin by fajnie zagrał. W każdym razie ilość na zwarty, sztywny majonez jak ktoś woli wersję bardziej płynną np. do sosu polecam dodać więcej tłuszczu i mleka kokosowego. Smacznego!

wtorek, 9 lipca 2013

lody KOKOSOWE z GRANATEM

W Azji szczególnie tej wschodniej je się mnóstwo dziwnych rzeczy, faszerowane nietoperze, smażone pająki i niewyklute jajka to tylko zalążek kulinarnych wariacji. Do tego w repertuarze są śmierdzące owoce (durian), woda kokosowa serwowana do wszystkiego i w dużych ilościach, oraz kosmicznie wyglądające passion czy dragon fruity zachwycają nie tylko wyglądem ale i smakiem. Azja to jedna wielka kulinarna przygoda, gdzie codziennie odkrywa się nowe kompozycje smakowe. Banany na ostro, fasola na słodko, lody groszkowe czy sałatka z papai poszerzają kuchenne horyzonty. W pamięci zapadły mi spreparowane woreczki ze świeżymi mniej (z chilli i solą) lub bardziej (z cukrem i imbirem)  dojrzałymi owocami, które w Malezji albo Tajlandii stanowiły lunchową przekąskę. A ponieważ eksperymentowanie to moje drugie imię postanowiłam wykorzystać nabytą wiedzę i niespożyte pokłady fantazji, czego efektem okazały się lody na miarę weganki zakochanej w Azji. Jak na pierwsze podejście rezultat był naprawdę całkiem niezły, a wszystko to dzięki pewnej Agatce, poznanej nomen omen w Laosie, która pewnego dnia, na pewnym portalu zamieściła nieprzyzwoicie smaczne zdjęcia wegan lodów. Nie pozostaje mi nic innego jak przyznać się, że pochłonęłam bezwstydnie cała miskę i niebawem planuję zmajstrować kolejną.

ilość na ok 0,7 l (4 porcje)

1 puszka pełnego mleka kokosowego (ważne aby w składzie było tylko mleko kokosowe i woda)
1/3 szklanki cukry trzcinowego (dla chętnych więcej)
2 łyżki mąki ziemniaczanej
1/3 szklanki wiórków kokosowych
1 owoc granatu
szczypta soli

+ łyżka soku z limonki

1/2 mleka zagotować w rondelku o grubym dnie razem z cukrem, wiórkami kokosowymi i solą. Drugą część mleka wymieszać z mąką ziemniaczaną do uzyskania gładkiej konsystencji  i dodać do rondelka. Gotować aż zgęstnieje. Ostudzić do temperatury pokojowej, dodać owoce/ziarenka granatu i sok z limonki, przełożyć do maszyny do lodów albo zamrażalnika na minimum 3 godziny. Smaczne, lekkie,łatwe i przyjemne - enjoy!

PS. Okazało się, że mój zamrażalnik był ustawiony na -20 i miałam lody które przed podaniem musiałam lekko rozmrozić bo skamieniały z rażenia :) 

poniedziałek, 8 lipca 2013

KRÓWKI CIĄGUTKI



Krówki to jedne z najbardziej klasycznych polskich słodyczy. Ich historia sięga lat 20 XX wieku. Początkowo były produkowane w zakładach cukierniczych ich wynalazcy Feliksa Pomorskiego w Poznaniu, a następnie w istniejącej do dziś  fabryce w Milanówku. Moja babcia wspomina, że były jednym z niewielu dostępnych przed wojną dzieciętach smakołyków. Znana była chałwa, domowe wypieki, słodkie bułeczki, ale cukierków było nie wiele, a krówki miały jeszcze tą zaletę,  że przy odpowiedniej dozie cierpliwości można je było przyrządzić w domu. 

Wszyscy wielbiciele krówek najbardziej kochają te ciągnące, zaklejające buzie i często skutecznie wyciągające plomby. Sama jako dziecko byłam ich wielką fanką. Zresztą masa krówkowa ma szerokie zastosowanie w polskiej kuchni, od gdańskich piszingerów po wielkanocne mazurki.  U mnie w domu nikt ręcznie krówek nie ukręcał do czasu aż moja kuzynka skończyła technologię żywienia i zakochana w słodkościach zaczęła przynosić pracę do domu. Stanęło na tym, że Maja weekendy albo okolice świąt spędzała nad garnkiem mieszając masę na ciągutki. Ponieważ z masłem i mlekiem mi średnio po drodze wymyśliłyśmy, że pewnego dnia w przypływie wolnego czasu spróbujemy zrobić krówki stricte wegańskie. Maja przyjechała na ploty, żale i śmiechy, w założeniu rezerwując pół dnia na machanie łyżką. Jak by na to nie patrzeć gra okazała się warta świeczki, a efekt naprawdę zadowalający, nagadane i zasłodzone stworzyłyśmy cały talerz wegan pyszności. 

ilość na blachę 20x30 cm czyli ok 32 krówki

2 x 250 ml śmietanki sojowej
2 kubki cukru
1/2 opakowania margaryny sojowej (ok 125 g)

+ 4 łyżki miodu/syropu z agawy/ syropu klonowego albo melasy z drzewa świętojańskiego do smaku


I faza to przygotowanie zagęszczonego słodkiego mleka. Bierzemy duży garnek który w 1/3 wypełniamy gorącą wodą i stawiamy na niego metalową miskę (w tzw kąpieli wodnej masa się nie spali). Do miski wlewamy śmietankę sojową i i kubek cukru. Mieszając gotujemy przez pół godziny aż całość delikatnie zgęstnieje tworząc odpowiednik mleka skondensowanego.

II faza - do "skondensowanego" mleka dodajemy margarynę, drugi kubek cukru i wybrany słód.  Sprawdzamy czy w garnku pod miską cały czas jest woda (polecam powtarzać tą czynność co około 20 min) w razie potrzeby dolewamy. Przez następnie 2 do 3 godzin cały czas mieszając odparowujemy naszą masę (dlatego warto gotować w towarzystwie). Po dwóch godzinach można zacząć sprawdzać czy zastyga. Bierzemy masę na łyżkę i wlewamy na dno miseczki, jeżeli tężeje tak, że po ostygnięciu nie przykleja się do palca to znaczy, że można powoli kończyć rytuał mieszania. 

III faza - smarujemy formę tłuszczem i wlewamy naszą krówkową masę (miskę należy wylizać), odstawiamy do stężenia na co najmniej dobę. Następnie krojami i zawijamy w pergamin. Chowamy w miejsce niedostępne dla łakomczuchów i skrupulatnie wydzielamy, inaczej znikną w mgnieniu oka. 

Ilość endorfin ponad normę, cukier, zaklejona buzia i wspomnienia z dzieciństwa :) 

PS. Na archiwalnym zdjęciu rodzina mojego przyjaciela z którym przemierzyłam kawał świata i kiedyś przewertowałam rodzinne archiwum fotograficzne, twarz starszej pani mnie wtedy absolutnie zahipnotyzowała. Okres mniej więcej wprowadzenia krówek do masowej produkcji.

wtorek, 2 lipca 2013

sałatka z GRZANKĄ


Kolejny pobyt w Trójmieście pełen wrażeń. O festiwalu jogi już pisałam, było kilka świetnych spotkań, kino w który nie byłam od zimy i trzy gałki sorbetu - jednym słowem prawdziwe wakacje przy okazji pracy. Z przyjemnością poszalałam też w kuchni, moja Olga jest fanką sałat więc aby jej dogodzić (a jest ostatnio mocno zapracowana) popełniłam kilka "zielenin" w różnych wersjach. Jak to bywa w studenckich mieszkaniach wygrzebałam różne niespodzianki z lodówki i innych kątów. Ta z grzankami i słonecznikiem zapadła nam w pamięć, bo wegan majonez to nie przelewki. O nim jeszcze w tym tygodniu kilka słów więcej. Na razie przepis na "trawę" w okolicznościach pięknych zielonych fasad Gdańska. Lubię ten północny klimat baśniowości, wąskich domków ze stromymi dachami, brukowanych uliczek i szemranych zaułków. Zieleń na zewnątrz i zieleń we wnętrz -  nie pozostaje mi nic innego jak patetyczne GO GREEN :)

ilość na dwie porcje

4 kromki czerstwego ciemnego/razowego chleba
1/2 opakowania rukoli
1/2 opakowania kiełków rzodkiewki
1 czerwona papryka
1/3 cukinii
4 łyżki wegan majonezu
1 łyżka octu balsamicznego
4 łyżki pestek słonecznika
2 łyżki oleju z suszonych pomidorów

+ pieprz i sól

Kromki chleba kroimy w kostkę i razem ze słonecznikiem podmarzamy na oleju aż zrobią się złote i chrupiące. W dużej misce mieszamy rukolę, kiełki, drobno posiekaną paprykę i cukinię. Dodajemy majonez z octem - mieszamy (w razie potrzeby solimy/pieprzymy). Na koniec dodajemy grzanki z pestkami. Przyjemnego chrupania!

poniedziałek, 1 lipca 2013

lekkie śniadanie / KLEIK OWOCOWY



Są dni które wymagają bardzo lekkiego śniadania, ponieważ poranny trening nie bardzo współgra z pełnym żołądkiem. Nie zależnie od tego czy jest to joga, bieg czy medytacja, czasem zjeść coś trzeba. A zdarza się też tak, że  symfonia dźwięków dobiegających z naszego wnętrza powoduje, że skupiamy się na tym co byśmy zjedli, a nie na tym co robimy. Ostatni weekend spędziłam na fantastycznym festiwalu jogi i zdrowego stylu życia w Sopocie. Odkryłam genialną acro jogę czyli współpracę z partnerem, pokazałam koleżance ashtangę, robiłyśmy vegan life cooking i schodziłam kilometry po plaży. Standardowo wstawałam o świcie,  czyli za wcześnie na odpuszczenie sobie śniadania (praktyka zaczynała się o 11), ale za późno na standardowy posiłek.  Z drugiej strony post do 13 mi się nie uśmiechał :). Kleik ryżowy jest stałą pozycją w moim jadłospisie. Działa rozgrzewająco, jest lekko strawny, neutralny i szybki w realizacji. Łatwo można go też zabrać ze sobą, wiec przy nomadycznym stylu życia sprawdza się idealnie. Robi za śniadaniową bazę i rozwiązuje częste problemy z cyklu - czym nakarmić wegankę. Kleik może się kojarzyć z dzieciństwem i archaicznym acz bardzo skuteczny sposobem na leczenie problemów z żołądkiem, w wersji z dodatki jest super smacznym, super lekkim i świetnym pomysł na początek (lub koniec) dnia. ENJOY!

ilość na jedną porcję

1 kubek wody lub mleka roślinnego
4 łyżki kleiku ryżowego 
małe jabłko lub 1 filiżanka dowolnych owoców

opcjonalnie i jak kto lubi

1 łyżka słodu (syrop z agawy lub syrop klonowy)
1/2 łyżeczki cynamony
szczypta imbiru
2 łyżki ziaren / drobno posiekanych orzechów / bakalii

Zagotowujmy wodę/mleko razem z drobno posiekanym jabłkiem (lub innymi owocami) i przyprawami. Następnie wsypujemy kleik, cały czas mieszając gotujemy 2 minuty aż zgęstnieje. Przekładamy do miski i dodajemy ulubione/dostępne dodatki i słód. Smacznego i owocnego treningu :)

PS. Kleik w komplecie z reliefami świątyni Angkoru w Kambodży - medytowałam przed nimi długie godziny, od świty do zmierzchu przez trzy dni. Magiczne miejsce, o ile poświęci mu się trochę czasu i chęci. Po za utartymi szlakami i głównymi Watami można znaleźć perełki.