czwartek, 24 października 2013

a na koniec - PIECZONY SELER czyli frytki inaczej

Będę monotematyczna jeśli stwierdzę, że wszytsko zmienia się jak w kalejdoskopie, ale ostatni miesiąc taki właśnie jest. Wiem już że najlbliższe kilkanaście miesięcy spędze w kraju, że w kolejną podróż wyruszę dopiero w czerwcu. Wiem też, że doba ma 24h i mimo szczerych chęci nie uda mi się rozciągną jej bardziej. Przygoda z blogiem okazała się fantastycznym doświadczeniem, przez te osiem miesięcy powstało ponad sto przepisów, a strona ma prawie dziesięć tysięcy wejść. Bardzo mi miło i dziękuję za doping, komentarze i celne uwagi. Jak myślałam o tym by pisac o jedzeniu, jeszcze na krańcu świata stwierdziłam, że to powinien być projekt ograniczony w czasie, może trzy miesięczny, może pół roczny. Wydawało mi się, że dziewiędziesiąt przepisów to jest maksiumum jakie będę w stanie opisać. Życie pokazało jak bardzo polubiłam ten projekt, ile sprawił mi frajdy i że można by było rozwijać go w nieskończoność, ponieważ możliwości kuchni wegańskiej są nieograniczone. Doszłam jednak do momentu, gdzie inne projekty, obowiązki i fascynacje pochłaniają mój czas coraz bardziej i mimo iż nieustjąco gotuje brakuje mi czasu na pisanie o tym. Mam nadzieję, że udało mi się zaszczepić w was kilka ciekawych koncepcji i że wszystko wam smakowało. Ściskam ciepło i liczę, że bez szwanku przetrwamy tą nadchodzącą "zimę stulecia". Na koniec danie, które ostanio sprawia mi dużo kulinarnej radości, banalne i z grupy tych co robią się same. Do tego ostry domowy sos pomidorowy. Wszystko razem doprawione jednym z ostanich obrazów które namalowałam - czyli KOSMOSEM, inspirowanym projektem XIibalba. A tymczasem ZNIKAM. 

ilość na jedną sytą kolację dla 2 osób
1 dorodny seler
6 łyżek oliwy z oliwek
sól morska

sos
4 pomidory
2 ząbki czosnku
2 łyżki oleju (np. sezamowy i z suszonych pomidorów)
1 łyżeczka harrisy
+ sól

Nagrzewamy piekarnik na 200st. z termoobiegiem. Selera myjemy i kroimy w grube słupki. Blachę wykładamy papierem, rozkładamy selerowe frytki i równomiernie smarujemy lub polewamy oliwą, całość solimy i wstawiamy do piekarnika na mniej więcej 20 minut (aż frytki zmiękną i się zarumienią). W tym czasie na patelni rozgrzewamy olej z przeciśnietym czosnkiem i harrisą, dodajemy obrane ze skórki i pokrojone w kostkę pomidory oraz sól. Na dużym ogniu mieszając od czasu do czasu zagotowujemy i odparowujemy sos, do powstania konsystencji keczupu. Gotowe frytki możemy odsączyć z tłuszczu na pergaminie lub ręczniku papierowym. Podajemy gorące ze świeżym sosem i ewentualnie dodatkiem soli morskiej. Smacznego!

PS. W ten sam sposób można potraktowac też dynię, marchewkę i pietruszkę, wszystkie smakują rewelacyjnie!

wtorek, 8 października 2013

wytrawna OWSIANKA

Jest wiele sposobów na owsiankę, zresztą to od tego prostego śniadaniowego dania zaczełam kilka miesięcy temu pisać tego bloga. Owsianka wcale nie musi być z owsa, a ilość dodatków nie zna końca: sezonowe owoce, susz, orzechy, ziarna, przyprawy. Jak kto lubi i w zależności od nastroju. Zalążkiem do tej kombinacji były buddyjskie odosobnienia na które kiedyś jeździłam regularnie i gdzie często gotowałam. Śniadania na sesshin to kasza z gomashio, coś kiszonego i herbata, zawsze wytrawnie i na ciepło. Weszło mi to w krew. Poniższa kombinacja idzie dużo dalej, ale nadal jest niewymagająca i sycąca. A ponieważ ostanio szukam w różnych dziedzinach alternatywnych rozwiązań to i owisanka została poddana lekkiemu tiuningowi. W zestawieniu z drewnem, bo moje życie zeszło do parteru, wyrzuciłam łóżko, prace rozkłądam na ziemi, podłoga stanowi też regał dla książek. Ten piękny pałacowo/eklektyczny parkiet sosnowy (!) to dzieło mojej bratniej duszy, ułożony własnymi rekami w czasach słusznie uznanych za niesłuszne - do dziś robi wrażenie.

ilość na jedną porcję

4 łyżki wybranych płatków (albo mieszanki płatków z ziarnami)
1 duży ogórek kiszony albo konserwowy np. z musztardą
4 suszone pomidory
8 oliwek
2 łyżki sosu sojowego
1 kubek wrzątku

+ sezam albo słonecznik do smaku

W garnku prażymy płatki z posiekanymi suszonymi pomidorami (nieodsączamy ich z tłuszczu). Następnie dodajemy oliwki, sos sojowy i wodę, gotujemy na średnim ogniu bez przykrycia aż całość zgęstnieje, mieszając od czasu do czasu. Gotową owsiankę przekładamy do miski, dodajemy pokrojony ogórek i posypujemy ziarnami (najlepiej prażonymi). Jemy w całości i do syta!

poniedziałek, 7 października 2013

KORZENNY kompot


Kompot korzenny zainspirowany kolorami jesieni, kasztanami i Pendereckim. Diabły z Loudun to nowa opera w Teatrze Narodowym, kontrowersyjna, obrazoburcza, widowiskowa. Z genialną (z resztą jak zawsze) scenografią Borisa Kudićki. Charakterystyczna, mocna, dopracowana w najmiejszym detalu opowieść o szaleństwie, totalitaryźmie i płynnej granicy między dobrem, a złem. Penderecki pisał wszystkie swoje utwory kolorami, choć sam twierdził, że nie miało to żadnego wpłytu na nastrój i interpretacje nut. Kudićka operuje symbolem i formą tak, aby nie zamykać się w żadnej szufladzie, wręcz przeciwnie nagina wszystkie wizualne granice. Do tego głos, muzyka, widownia, teatr - sezon operowy otworzyłam z przytupem, co prawda na ostatnich nogach przekoszona przeziębieniem, ale naprawdę mocnym spektaklem, który gorąco polecam.

Następnego dnia zostało mi już tylko grzanie się pod kołdrą i w towarzystkie rzeczonego kompotu. Ten wytrawny, mocno korzenny napitek, postawił mnie na nogi. Przypomina smak wigilii i nostalgię podróży.

ilość na 1 litr

0,7 l wrzątku
3 dorodne jabłka
4 cm korzenia imbiru
6 goździków
1 łyżeczka cynamonu
1/2 łyżeczki tea masali
2 nasiona kardamonu

+ dowolny słód dla chętnych

W dużym garze zagotowujemy wodę z drobno posiekanymi jabłkami ze skórką. Dodajemy przyprawy i pod przykryciem na średnim ogniu gotujem około 15 min. Następnie umieszczamy całość w blenderze i na wysokich obrotach miksujemy około 3 minut. Tak powstały kompot przelewamy przez sitko z dużymi oczkami aby odcedzić resztki przypraw i podajemy ciepły, letni albo zimny, jak kto lubi. Ja z łyżeczką syropy klonowego wybrałam opcję na gorąco! Enjoy!

wtorek, 1 października 2013

wytrawna CZEKOLADA

Miło jest wpaść do domu, zrzucić wszystkie torby, torebki, ładunki, zakupy i wszystko co zajmuje ręcę. Miło jest wstawić czajnik na herbatę, otworzyć ulubione wino i wyciągnąć z lodówki coś bardzo dobrego, bardzo słodkiego i bardzo wyczekanego. Małe niespodzianki nawet jeżeli robimy je sobie sami są czasem potrzebne. Lubię niebanalne zestawienia, kobiety w męskich garniturach, antyki w betonowych wnętrzach i czekolade z pieprzem. Myślę, że nasze ograniczenia zaczynają się tam gdzie kończy wyobraźnia. Miałam wspaniałą prababcie, bardzo elegancą, z niewyparzonym językiem i operowym głosem. Prababcia powtarzała mi, że mogę robić co dusza zapragnie, o ile będę to robić w zgodzie ze sobą, a pradziwa dama wie jak nosić i smoking i suknie balowe, umie kantować w pokera i upiec szarlotkę. Tak babcia miała fantazję. Słabość do męskiej garderoby jak i zapachów została mi do dziś, nie mówiąc już o tym, że to dzięki niej jestem tu gdzie jestem. Prababcia nie była łatwa, bywała miła i zawsze elegancka. Nie tolerowała prostych rozwiązań, drażnił ją banał i głupota. Prababcia uwielbiała gorzką czekoladę, ten deser jest dla niej, kakao, pieprz i aronia - z klasą i delikatnie pod prąd. 

ilość na blachę 20x30 cm, około sześć porcji, czas stygnięcia minimum noc

1 szklanka mleka sojowego w proszku
2 czubate łyżki oleju kokosowego
1/4 szklanki wody
1/2 szklanki cukru trzcinowego
4 czubate łyżki gorzkiego kakao
1 słoiczek konfitury z aroni (ok 200ml)
1/2 szklanki soku z jagód lub winogron (wytrawnego)

+ twarda gruszka, pieprz lub chilli, świeży imbir

W rondlu o grubym dnie, na małym ogniu podgrzewamy mleko w proszku, kakao, cukier, olej i wodę. Mieszamy do osiągnięcia jednorodnej, gładkiej masy (nie doprowadzamy do wrzenia). Zestawiamy z ognia i dodajemy aronię oraz sok, dokładnie mieszamy i przekładamy na płytką blachę. Studzimy i umieszczamy w lodówce do stężenia minimum na 8 godzin. Serwujemy na plastrach gruszki, ze świeżo startym imbirem, chilli lub pieprzem w towarzystwie czerwonego wina. Dla mnie idealną kompozycje czekolada tworzy z Masseria Trajone Nero d'Avola.

poniedziałek, 30 września 2013

NOCNE NORI

Podobno nie je się nocami, podobno sen potrzebny jest jak tlen, podobno ... Nie sypiam zbyt wiele, a ostatnio prawie wcale. W biegu, z biegu, z dnia na dzień i do przodu. Zaczym mieć dziwne zachcianki w okolicach trzeciej nad ranem i zasypiam o piętnastej nawet za kółkiem. Dziwny to stan kiedy wywraca się wszystko do góry nogami. Wpadam zziajana, zmarźnięta i nie mogę zasnąć. Staje do garów i zaczynam kombinować, jak, z czym i którędy. Nie mogą być to dania zbyt wymyślne bo resztki szarych komórek mogły by nie podołać, tak jak przy ostatniej książce którą utopiłam w wannie kiedy niepostrzeżenie zasnełam. Nori na stanie mam zawsze, wypełnienie też się jakieś znajdzie, do tego nie może zabraknąć chilli i już pałaszuje rękami kolacjo-śniadanie. No to smacznego! Dzieńdobry/ Dobranoc i w drogę!

ilość na jedną porcję

2 płatki nori
1 pęczek makaronu soba (około 100 gr)
20 listków świeżego szpinaku
1 garść kiełków słonecznika
1 garść orzeszków ziemnych
1/2 doniczki kolendry
sos sojowy
sos chilli

Gotujemy makaron na miękko i studzimy. Rozkładamy płatki nori na desce. Na połowę każdego nakładamy makaron, szpinak, kiełki, kolendre i orzeszki, skrapiamy sosem chilli i zawijamy tak jak maki. Można to zrobić za pomocą bambusowej maty do sushi lub rękami, brzeg płatka można delikatnie zwilżyć aby dokładnie się przykleił. Rolki kroimy ostrym nożem na ulubioną wielkość, ja preferuje jedzenie rękami więc z każdej rolki wychodzą mi cztery wakałki, ale to rzecz gustu. Maczamy w sosie sojowym, ostrym albo musztardowym, można też dołożyć wegański majonez lub wasabi - kombinacji nie ma końca! Enjoy!

środa, 25 września 2013

BOCZNIAKI na OSSTTTRRRROOOOO

Nieustająco chce mi się ostrego. W tym temacie zaprzyjaźniony hindus poległ twierdząc, że mam przeżarte podniebienie, pasta curry "made in Malaysia" przestała spełniać swoje zadanie, a papryczki chilli powiały nudą. Marze o pożarze na języku, chce popłakać się ze szczęścia i spocić jak szczur na równiku przy pierwszych kęsach gorącego dania. Tak jak jeszcze kilka miesięcy temu przy jedzeniu sałatki z zielonej papai kiedy to stary taj pytając mnie czy ma być ostra zdziwił się bardzo na moja odpowiedz że TAK, fundując mi tym samym jedno z najgorętszych piekieł jakie jadłam. Chcę poczuć czym są nasycone, kolorowe smaki i uparcie szukam ich w zakamarkach kuchni. Sos tabasco został moim najlepszym przyjacielem, a różnorakie warzywa i dodatki fruwają w powietrzu i skwierczą w oleju przechodząc gorącem smakiem jalapeno. Dziś boczniaki na gorąco rzecz jasna!

zjadłam sama ale spokojnie mogę z tego powstać dwie porcje
120 gr boczniaków
1 pomidor malinowy
1 cebula
1 łyżka oleju sezamowego
1 łyżeczka tabasco
4 łyżki sosu sojowego
4 cm imbiru
1 łyżeczka agaru

makaron ryżowy i sezam

Rozgrzewamy na patelni olej i dodajmy pokrojoną w dużą kostkę cebulę oraz porwane wzdłuż blaszek boczniaki. Podsmażamy na złoto mieszając i dodajemy sparzony pomidor. Do blendera wlewamy sos sojowy, tabasco, dwie łyżki wody i dodajemy korzeń imbiru oraz łyżeczkę agaru. Miksujemy na bardzo wysokich obrotach około 3 minut po czym wlewamy na patelnie i przykrywamy. Dusimy do momentu aż warzywa będą przyjemnie miękkie. Dodajemy obgotowany/namoczony makaron ryżowy (lub w przypadku kiedy go nie mamy pokruszony na duże kawałki papier ryżowy) i mieszamy aż zmięknie. Podajemy w miskach z pałeczkami i sezamem. Rozgrzewa, syci i przyjemnie pali w język! Karamba!

wtorek, 24 września 2013

SOBA z BOBEM

Uciekam na kilka godzin do Krakowa. Dla złapania oddechu, poszerzenia perspektywy i naładowania baterii. Dwanaście godzin dla sztuki, architektury i inspiracji. Spacer miejską galerią pełną street artu, żywej miejskiej tkanki, sztuki publicznej i dla wszystkich. Są już takie miasta na świecie gdzie po za tradycyjną mapą miasta w centrum informacji turystycznej można dostać spacerownik z oznaczeniami najciekawszych murali. Zachwycił mnie ten pomysł w George Town w Malezji i chętnie przeniosła bym go na nasze rodzime podwórko. W Warszawie co raz częściej natykam się na wielkie realizacje ścienne jak słynne Kamienico czy Chopina na Tamce, nie mówiąc już o stale zmieniającej się ekspozycji pod Trasą Łazienkowską przy Myśliwieckiej. W Poznaniu zachwyciły mnie geometryczne op-artowe ściany szczytowe XIX wiecznych kamienic niedaleko Kontenerart'u nad Odrą. Gdańsk może się poszczycić największą miejska galeria czyli Zaspą gdzie rozmach i poziom realizacji rzucają na kolana. Gdańska Szkoła Muralu wyznacza poziom i nowe kierunki, chapeau bas i tak trzymać. Sama miewam zakusy na duże ściany. Kilka lat temu miałam okazję wyżyć się na 15 m2 w Kielcach, trzy dni na rusztowaniu, masa śmiechu i dobrej zabawy - wspominam to fantastycznie. Wielkość płócien na jakich tworzę z roku na rok pęcznieje proporcjonalnie do ilości prac jakie powstają. Prac jest coraz mniej, a płótna powoli przestają się mieścić w drzwiach. Tak więc sama się zastanawiam gdzie będę za dajmy na to lat dziesięć. Tym czasem miks Azji z Polską. Szybki, sycący i rozgrzewający, bo nie wiem jak wam ale mi jesień powoli wieje po plecach.

ilość na dwie obiadowe porcje

250 gr bobu
120 gr boczniaków
80 gr świeżego szpinaku
1 cebula
6 łyżek sosu sojowego
1 łyżka oleju sezamowego
1 łyżeczka pasty czerwonego curry
1 łyżeczka soku z cytryny
sezam
100 gr makaronu soba

Rozgrzewamy olej na patelni, dodajemy sos sojowy, pastę curry i smażymy razem z posiekaną w pióra cebulą. Kiedy nabierze złotego koloru dodajemy boczniaki porwane w nitki wzdłuż blaszek i bub. Przykrywamy i dusimy około 10 minut aż bub zmięknie. Nie obieram warzyw jeśli nie ma takiej konieczności ale dla cierpliwych opcja z bobem obranym na pewno będzie się lepiej prezentować na talerzu. W czasie kiedy dusimy warzywa, gotujemy makaron w osolonej wodzie na pól twardo, mniej więcej 3 minuty. Obgotowany makaron dodajemy do zawartości patelni, dodajemy sok z cytryny i szpinak. Wszystko razem podgrzewamy jeszcze przez około 2 minuty cały czas mieszając, do momentu aż szpinak zmniejszy swoją objętość ale nie straci koloru. Podajemy w miskach z pałeczkami, posypane sezamem. Smacznego!