2 stycznia dostałam mms od przyjaciółki ze zdjęciem zielonego
koktajlu. W mroźny, biały dzień wyglądał bajecznie, razem z opisem
dostałam link i szybko włączyłam się do projektu "jeden zielony shake dziennie"
. Pomysł mnie uwiódł prostotą i masą pozytywnej energii. Ludzie
codziennie dzielili się przepisami na szalone kombinacje smakowe. W
założeniu każde smoothie miało być zielone ale po 30 dniach były
wszystkie kolory tęczy. Mi akcja tak weszła w nawyk, że codzienny
koktajl stał się alternatywą dla zwyczajowej owsianki, dając w
połączeniu z praktyką ashtangi takiego kopa energetycznego, że kawa i
zielona herbata poszły w odstawkę.
Tu wersja prosta i łatwo dostępna, choć wierzę w waszą kreatywność. Uwaga to uzależnia, a pomysłom nie ma końca :)
A
co do bananów, na każdym kontynencie są inne, w końcu 80 gatunków
zobowiązuję. Dla ciekawskich bananowiec to największa na świecie bylina
czyli właściwie trawa. Niepodważalnie najlepsze są prosto z drzewa.
Uwielbiam te malutkie np. w Indiach. Są mniej słodkie, wręcz
orzeźwiające, jak by z cytrynową nutą. W Kambodży podawane z grilla, w
Chinach smażone w głębokim tłuszczu, w Laosie w postacie czipsów z
chilli. Co kraj to obyczaj. Czarne, zielone, czerwone i oczywiście
żółte. Mały symbol raju o smaku orientu.
Do blendera wrzucamy:
1 filiżanka borówki amerykańskiej
1/4 melona
1 banan
2 garści świeżego szpinaku
2 garści świeżego szpinaku
1 łyżeczka siemienia lnianego
6 migdałów
szczypta cynamonu
1/2 szklanki mleka roślinnego albo wody
Miksujemy do uzyskania gładkiej masy i pijemy do dna :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz