Była sobota, wyszło słońce i świat zrobił się przyjemniejszy. Wyskoczyłam na babskie śniadanie, potem na długi spacer. Warszawa ożyła, ludzie zaczęli się do siebie uśmiechać, jak by obudzili się po długim śnie, hibernacji. Zaczyna się zielenić. Jeszcze nie na ulicach, ale już w głowach. Do domu wróciłam głodna jak diabli, a w lodówce zastałam wielkie NIC. Poszperałam po szafkach i powstał lekki lunch, zielono mi pomyślałam. Zielono na talerzu. Jak ta Kura którą popełniłam kilka miesięcy temu, ku wielkiej radości moich bliskich, że nie jest to ani konceptualne ani abstrakcyjne, tylko po prostu banalne. Kura i makaron to dobre zestawienie. Do dziubania pomyślałam i na dobry humor. Wiosna w powietrzu podróżniku!
Ilość na jedną solidną porcje:
100g makaronu żytniego
1/3 brokuła
10 czarnych oliwek
1/2 cebuli
1 łyżeczka tandori masali
3 łyżki sosu sojowego
1 łyżka oleju
słonecznik
pietruszka
Makaron gotujemy z oliwą, solą i szczyptą ziół prowansalskich, uwaga żytni szybko się rozgotowuje. Na patelni smażymy drobno posiekaną cebulkę, z brokułem i oliwkami, dodając wszystkie przyprawy, powoli na małym ogniu. Jak zacznie mocno pachnieć przykrywamy aby warzywa doszły (można delikatnie podlać wodą albo białym winem), po około 2-3min dodajemy ugotowany makaron i wszystko razem przesmażamy.
Przekładamy do głębokiego talerza albo miski, obficie posypujemy słonecznikiem i posypujemy świeżą pietruszką.
Cały proces od otwarcia lodówki do podania zajmuję jakieś 10-12min. :) To LUBIĘ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz